"Powrót człowieka"

 

Duszo, co w ludzkim żyjesz ciele

Co grzęznąc w grzechu, cierpisz tak wiele

Jesteś jednym ze znaków co łączy

Nas z Bogiem, Ojcem co jest w Niebie

Co nie pozwoli aby zniszczyć Ciebie

Oddać Szatanowi On Cię nie wykończy

Tyś naszym światłem i naszej wiary

To dzięki Tobie Bóg śle nam dary

Których człowiek i rozum objąć nie jest w stanie

Przez to odrzuci, zagłuszy sumienie

Wybierze drogę ku złu i cierpienie

Nie zbudzi go wtedy na puszczy wołanie

Lecz idąc usłanym kwiatami gościńcem

Grzęznąc brnąc między bagnami

Nie widząc wokół nic prócz rozumu drogi

Kiedyś uklęknie, przejrzy jaki jest ubogi

Powróci przez ciernie spod bramy z krwawego kamienia

Za którą straciłby szansę zbawienia

Odkryje dobro i zło, tego świata znaczenie

Oczyści z grzechu wszelkiego duszę zranioną

By łaskę przyjąć błogosławioną.

 

Tam gdzie słońce zachodzi przerażone

Gdzie Księżyc blady chowa się za chmury

Gdzie każdy liść, roślina, zwierzę, ktokolwiek, zastraszone

A Szatan śmie panem zwać się - gdzie góry

Zdobią proporce zakrwawione - Tam

Żyją ludzie, przechodzą przez mury

Rozsądku granice, Tam zapisane były

Pożółkłe stronice , Tam wilki zamilkły

Fantazji nigdy nie puszczano wodzy

Gdzie Rozumowi postawiono posąg

A obok Pieniądzu. Dlaczego i po co?

Czyż rozum pieniędzy nie dał nam w darze,

Tam w czarnym lesie, błysnęła strzała

Błysk jasności romantyzmu strzała

Obudziła w duszy sumienie

Co zbudziła? W człowieku sumienie...

 

Na polanie, która w lesie myśli

Świeci jasnością niezwyczajną , niedzisiejsza, ona

Gdzie płonie ogień, w ludziach ogień, którzy przyszli

Dzisiaj otworzyć swoje sumienia i dokonać

Wielkiej przemiany z maszyn w ludzi

Lecz nie wystarczy, By wyjść tylko i walczyć

Trzeba mieć ogień w sobie nie żar

To nie jest taki sobie bar

Gdzie można przy kieliszku utopić zmartwienia

Zmartwienia? Może raczej resztki sumienia

Szara rzeczywistość, ta która nas otacza

Nie zapomni, nigdy nie przebacza

Tak nie uwolnisz się od niej bez walki

Jeżeli w sobie ogień nosisz, jeśli ogień

Święty ogień pokuty, choćbyś był bez szans

Nie załamuj się, nie wierz tylko w rozum

Przyjdź z nim na polanę

Na polanę, która w lesie myśli

Świeci, jasnością niezwyczajna, niedzisiejsza, ona

Gdzie płonie ogień, w ludziach ogień którzy przyszli

By osądzić czas i wiek,

Co on przyniósł, co im dał

Może przyniósł tylko czek

Marnych groszy, nędznych ciał

Cierpienia nienaturalnego

Przyszli by osądzić ludzi złych

Którzy utopili dusze w bagnie grzechu

Tych co przedstawia sobą, On z tych

Co dotarli do życia brzegu

On dotarł do życia bram.

 

Jak łatwo można stracić radość życia

Nigdy nie dowiem się jak szybko, jak?

To nie jest dziełem kilku chwil

Jak zagubionej drogi smak

Myśli poukładanych rozumie mój - tobie brak

Refleksji dar przychodzi, gdy picia chęć

Zawładnie rozsądkiem, zagłuszy duszę

Czy tak zawsze musi być, czy musi

Przez wszechobecną mamonę, wieczny pęd

Ludzie ślepi stali się i głusi

Na rozsądku głos, duszy głos

Sam nie wiesz ile w tobie zła

Usprawiedliwiasz sumienie siłą

Brak ci wiary, musisz ją znaleźć sam

Nawet przyjaciel nie jest w stanie

Przejrzeć twoje zło, lecz jego wierny pies

Pozna, przez instynkt, który człowiek

Zastąpił rozumem. Pozna i zagryzie na śmierć.

Jak łatwo można stracić radość życia

Powiedz dlaczego tak się dzieje

Gdzie dusza, Ta która nie jest do zdobycia

To dla mnie, dla mnie kolejna cegła w murze

Którego nie rozbijesz głową

Który zamyka - z żalu chce się wyć

Lecz nie mogę stracić nadziei, Nie !

Ale bez pieniędzy i władzy lepiej niż zgubić duszę.

Niezrozumiały potok słów zalewa umysł mój

To przyszedł koniec, Nie to początek znów

Czas przeniknąć otaczający mur.

 

Błękitne Niebo, czy Cię jeszcze zobaczę

Powiedz ile to jeszcze będzie trwać

Czy będę mógł - Czy sobie wybaczę

Czy nie będę z bezsilności włosów rwać

Patrz, czy Ty widzisz to co ja

By powrócił jasny wzrok, duszy blask

Musisz umrzeć, by narodzić się znów

To słyszę by narodzić się znów

Dlaczego to musi być zapomnienie

Ogień, to płonie myśl płonąca myśl

Biegnie przez ciało me, do Ciebie

Chciałbym spotkać, spotkać siebie

Czy dane będzie mi całować wiecznie

Twe usta, Twe ciało, Moje kochanie

Gdybyś wiedziała jak ciebie potrzebuję

Szczęśliwe chwile, ile dałbym za nie

By powróciły razem z Tobą, tak ciebie potrzebuję

Błękitne Niebo, czy Ciebie jeszcze zobaczę?

Powiedz ile to jeszcze będzie trwać...

 

Chcę przerwać milczenia grubą, grubą nić

Czy uda mi się grzechów wieki kiedyś odkupić

Brnę po drodze, grzęznąc znów

Ma dusza woła pomocy resztami sił

Powiedz coś do mnie, powiedz, mów

Jedne Twe słowo, bym mógł otworzyć oczy

Otworzyć oczy zamknięte przez rozum

Oczy serca, zobaczyć gdzie zmierzam

Dokąd prowadzi ta droga!

Dokąd prowadzi ta droga?

Dokąd ona prowadzi

Czy znajdę Ciebie

Czy uda się

Przemów, choć słowo, westchnienie, gest

Przywrócisz mi wiarę, ale gdzie ona jest...

 

Przez życie idzie się jak przez las

Dziki las i okrutny

Z przeciwieństwami zostajesz sam!

By przezwyciężyć je trzeba siły i wiary

Wiary co uzdrawia chorych

Wiary, co wspomaga biednych

Wiary, którą otrzymaliśmy od Boga

Gdy zostajesz sam, powinieneś cieszyć się

Przemyśl swe życie, podsumuj je

Ile to razy nienawidziłeś

A ile razy ciebie nienawidzili

Ile razy cierpiałeś

A ile razy przez ciebie cierpieli

Czy szedłeś drogą prawdy

Czy szedłeś jej drogą?

Wiem jak boli, pali od tych słów serce

Nierozważny gest

Wiesz przecież jak jest

Tak niewiele brak

By zdradzić słaby punkt

Bezlitośnie wykorzystują go

Wiem jak boli, pali, od tych słów serce

Słów co są gorsze niż ogień

Gdy stracisz twarz

Zostaniesz sam

Nikogo nie zainteresuje

Dlaczego tak się stało

Wiem jak boli, pali od tych słów serce

Czy wyobrażasz sobie tłum

Tłum w którym jesteś sam

Czy przyjdzie czas

Gdy oślepi blask

Zaćmi, zapali ogień wiary

Przepędzi nocne mary?

Czy przyjdzie, przyjdzie czy?

Przez życie idąc wytrwałym być trzeba

Nie tracić nadziei na dojście do Nieba

Gdy oskarżą cię, Nie broń się

Prawda i siła nie zawsze idą razem

Ty już rozumiesz to

Nie uciekniesz, nie od przeznaczenia

Jeśli masz umrzeć to już czas

Masz szansę jedną na sto

Że zrozumie cię ktoś

Gdy zostaniesz sam powinieneś cieszyć się

Rozważaniom poddać duszę

Przemyśl, oczyść z grzechu ją

Czy szedłeś drogą prawdy?

Czy szedłeś jej drogą?

 

Ciemna noc, księżyc śpi

Po drodze idzie ktoś

Dla kogo nie istnieje dzień

Dlaczego tak poświęcił się?

Czy może zmylił drogę?

Straszny czas

Gdy nocny mrok zatrze wyraźny kształt

Człowieka rozum dobry jest w dzień

Gdy noc, gdy mrok on się gubi...

Mamony dźwięk kieruje nim

Kim jest człowiek, jest kim?

On już nie wierzy

Trzyma go strach

Boi się śmierci

Nie patrzy na czas

Jest pewny, że mało już go ma

Czy zmylić drogę

Straszny czas

Miarowe kroki ścigają go

Wyrzuty sumienia To

One zabrały mu To

Do czego dążył całe życie

Spokoju, spokoju pragnie

Kary za grzechy się boi

Zniszczył człowieka i jego duszę

Pytasz kogo? Dlaczego to zrobił

On siebie zabił

To ... Ale ja muszę

Już kończyć, dzień wstaje

Kur zapiał słońce wyszło na żer

Nie jest to zwykłe słońce

Ono nie grzeje

Ono spala

Spala by popiół

Się unosił

Walki czas

Wojny czas

Woła zło

Dlaczego to

Tak długo trwa

Nie oddawaj duszy!

Walcz!

Walcz.

Walcz?

Z Pokusą

Zabrakło słów

Został już tylko język dusz

Język dusz

 

Słońce już zaszło

Ciche westchnienia świadczą

Że wszystko stara się tylko być złe

Walka? Nie! Pokój

Pokój ludziom, ziemi

Wszystkim

Niech przemówią niemi

Zaśpiewają bliskim

Pieśń pokoju, radości

Gdy człowiek w drodze

Zmęczył się, przysiadł

W dali ujrzał coś i zbladł

Coś wstrząsnęło widać nim srodze

To już blisko

To niedaleko

By Życia Bramę

By Bramę Życia

Przekroczyć mógł

Dusząc rozsądku rozdrażnienie

Chcąc utopić sumienie

Biegł coraz szybciej

Szybciej przekroczyć

Nie dać się teraz przez nic zaskoczyć

To czego pragnął

To czego szukał

Jest już tak blisko

Już niedaleko

By Życia Bramę

By Bramę Życia

Przekroczyć mógł

Już jest przy bramie

Lecz serca drganie

Nogi jak z waty

Myśl w mózgu mknie

Co się też stało?

Czy mu się zdało

Czy oślepł nagle

Stanął i klęknął

Ujrzał swe grzechy

Swe życie całe

Wszystkie idee, o - jakie małe

Były tak puste i martwe

Padł na kolana

Długo się modlił

Gdyż duszy swojej nie zdołał zniszczyć

Odrodziła się na nowo

Powrócił drogą gdzie zło uczynił

Roznosił miłość

I radość życia.

 

Duszo co żyjesz w ludzkim ciele

Co walcząc z grzechem, cierpisz tak wiele

Jesteś jedynym znakiem co mówi

O naszym Ojcu, co jest w Niebie

I nie pozwoli by zniszczyć Ciebie

Wśród licznej trzody żadnej nie zgubi

Tyś naszym światłem i naszej wiary

To dzięki tobie Bóg śle nam dary

Których choć człowiek objąć nie jest w stanie

Choć to odrzuci, zagłuszy sumienie

Wybierze drogę - drogę cierpienia

I gdy nie zbudzi go na puszczy wołanie

Przemierzając drogę usłaną kwiatami

W zaślepieniu brnąc między bagnami

Przejrzy, uklęknie, będzie błagać

By raczył mu darować Pan nasz Ojciec

Odkryje zła i dobra tego świata znaczenie

Oczyści z grzechu swą duszę zranioną

By łaskę przyjąć mógł błogosławioną.

 

Strona Główna 

Następny zbiór wierszy

Counter