Życie, a może śmierć?

Układ

Moje oczy są jak porażone
Chcą zamknąć się i nie otwierać
Obraz zachodzi mgłą.
Poprzebierane myśli w
Obrazy nieskazitelnej
bieli powiedziałem stop.
Macie się otworzyć.

Cisza.

Białość gałek, skrwawiona
żyłkami zmęczenia
skłoniła swoją dłoń

Zgoda.

Pierwszym obrazem był obraz nocy
ciemności absolutnej

Coś oszukujesz!...

ciemności absolutnej, ciemności absolutnej
ciemności absolutnej, ciemności absolutnej ....

---------------------------------------------------

Cudowną biel kartki
Ranię krwią atramentu

Biel jest pięknem
Sam jestem czernią

Czerwienią skalałem me usta
Krwawię bezładnymi słowami

Zzieleniałymi ze złości
Wpadającymi w szarość

Dnia przegryzionego
Wschodem i zachodem Słońca.

-------------------------------------------------

Temat ten sam, choć tyle lat
już nie ruszany
kartka bez zmian, jej biel
dziewictwem pachnie

Pobladły strach, dawno uśpiony
znów przetarł oczy
Pożółkła twarz, wyprana emocjami
odbiciem lustra straszy

Czy warto znów, bolesnych chwil
rozgryzać stare rany
Czy warto znów, nadziei złych
szukać już dawno zapomnianych

Gdy pustka wokół
Gdy pustka w sercu
Gdy pustka w uszach
Gdy cisza w ustach

Więc może warto
Choć tylu przeciw
Choć tyle słów zabitych

Więc może warto
Bo aby umrzeć
Należy przeżyć

Należy przeżyć tak na własnej duszy
A nie przespacerować życie nieskalane grzechem.

Więc może warto ...

Mglista pani swobodnych lotów

zaczekaj...

Skaczę ...


-------------------------------------------------

Połamane oczy widzą więcej
Połamane oczy widzą dalej
Połamane oczy widzą życie
Tak jak ja je widzę w potłuczonym zwierciadle

Załamane myśli bolą bardziej
Załamane myśli bolą dłużej
Załamane myśli dają życie
tak jak ja je czuję w połamanej duszy

Pijany człowiek żyje dłużej
Pijany człowiek żyje zdrowiej
Pijany człowiek pije dalej
Tak jak ja je chwilę oczekiwanego otrzeźwienia.

-------------------------------------------------

Wokół snu przebiegła
piękna czerń krwawych zdarzeń
widocznych w barwach pastelowych

Zbudził się więc
Myśląc czy śnić dalej
Czy warto brnąć dalej w to zło

Lepiej nie, pomyślał
i przestał śnić się zabijając

-------------------------------------------------

Bielonych kartek pył
Widzianych liter gniew
Przykryła czasem czerń
Tak słodka jak sen

Sen który ja widzę ma dwie
strony. Jedna jest czarna a druga
nie ma koloru. Ta druga jest dłuższa
bo trwa gdy śnię w dzień.
Ta pierwsza jeszcze się nie zdarzyła
A to tylko jeden krok

Tylko jeden krok ...

-------------------------------------------------

Cisza

(...)
(...)
(...)
(...)

... i kołek w ustach.
To wszystko.

(Mało oryginalne ...)

-------------------------------------------------

Jak było gdy chodziłem oddychać po raz ostatni.
Rozkoszowanie się oddechem, wolno gasnącymi ruchami serca.
Czyż nie było to jak niezły „kop".
Wystarczy iść ze wzrokiem skupionym w najdalszy punkt, drzewo, wieżę, chmury.
Idziesz i nie widzisz nic.
Nie widzisz masy ludzkiej, płynącej szybko, płynącej wolno, płynącej leniwie, nie ważne jak ale nieustannie, ciągle.
Jak przyjemnie czuć w ustach haust powietrza, który być może jest, bądź będzie tym ostatnim.
Czuje się wtedy lekki dreszcz promieniujący na całe ciało, jednocześnie sprawiający, że ręce i inne elementy ciała zaczynają drętwieć a w głowie, która traci zdolność pojmowania zwykłych rzeczy, wirują gwiazdy które zdają się mieć ruch zbieżny do pwenego z góry nie określonego punktu.
To pozwala nie myśleć, myśli biegają jak oszalałe, ale są to tylko myśli o jednym, skoczyć, skoczyć, skoczyć ...
Jak wspaniałym wydaje się być ropędzony autobus linii A (choć oszukuję to i tak było Wzgórze Partyzantów), bądź też jakiejkolwiek innej.
Wystarczy jeden krok, drugi by zaznać tej niesamowitej słodyczy ... słodyczy krwi w ustach ...

-------------------------------------------------

Lustro

Kim jesteś człowieku bez twarzy
Starannie zalepiając plastrami
pustkę i nicość - powietrze

Kim jesteś człowieku bez uczuć
Któremu tak wiele się wydawało
że zobaczył światło - które teraz zgasło

Kim jesteś człowieku ponury
Gdy siedzisz na stopniach ratusza
Nikt nie rzuca monet do Twojego kapelusza

(...Pssst ten rym był niezamierzony ...)

Kim jesteś człowieku ponury
Gdy siedzisz na stopniach ratusza
I nikt nawet na Ciebie nie spojrzy

(...Znowu coś nie tak, może po raz trzeci...)

Kim jesteś człowieku ponury
Gdy siedzisz na stopniach ratusza ...

Nie to nie ma sensu
Idź się powiesić.

-------------------------------------------------

Zamierzony ciałem dotyk ciała
Myśl do nerwu powraca
nieskładnie, oczy błądzą obok
Lecz serce żwawiej bije, lecz stop!
Zapomnij i zakop głęboko.
Nie dotykaj bo złudzenie zniknie
Lepiej smakować przez szybę
Niż zniszczyć marzenie nieosiągalne.
Lepiej poczuć cierpienia smak w ustach
Niż gdy gorycz pomyłki zaboli.

-------------------------------------------------

Zrobiłem krok i spadłem
A może jeszcze spadam
To chyba jeszcze nie dno
Ciekawe jak długo jeszcze

Wyrzuciłem serce, zgubiłem je
Nie wiem co teraz znaczy
Choć okulista mówi, że jest dobrze
To gdzie ja miałem oczy, gdzie?

-------------------------------------------------

Co mi się wydawało?
Czy coś się tylko przyśniło?

Martwe oczy, martwe usta, martwy grób

Człowiek bez światła dziennego
Jak długo może, jak długo żyć?

Martwe oczy, martwe usta,
martwy grób

Serce bije ale czy to coś oznacza
A mózg to tylko skomplikowana reakcja
chemiczna, przyćmiewa myśl
Kim jest człowiek którego

Martwe oczy, martwe usta, martwy grób


na ziemi takie miejsca gdzie
Człowiek bez światła dziennego
Może, ale jak długo żyć?

-------------------------------------------------

... i kiedy osiąga się najgłębszy dół?
Kiedy jest ten pierwszy i ostatni raz?
Zawsze może być jeszcze gorzej ale czy to już ...
Ile razy jeszcze pytania po co? i dlaczego?
Tlą się wolno, jak spalić je jasnym płomieniem
Martwa roślino czyż nie jesteś szczęśliwa?
Nie czujesz, nic Cię nie obchodzi?
Czy jest cośczym się różnimy?

Po co?
Po co?
Po co?
Po co?
Po co?
PO CO!

Ale teraz coś z innej beczki ... Jaki ten świat jest śmieszny Chodzą sobie ludzie po świecie ...

To było chwilowe
Przepraszamy za usterki
Skończyło się
Naprawdę się skończyło.
I nigdy nie powróci
Nie łudź się
Słyszysz
Nie łudź się
Nigdy już nic nie będzie
Wyglądało tak samo
Skończyło się

Czy coś jeszcze

Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego Dlaczego i Po co ...

-------------------------------------------------

Dół

Czym dół jest dla nikogo?
Kilka stóp poniżej powierzchni
Lepka w dotyku ściana brudzi
Jak słodko jej dotykać gdy zimna oddycha
A jej smak poczuć w ustach

Czym jest dół dla nikogo?
Czy wolną przestrzenią wolno rozkładającą ramiona
Lepki smak obłoku muska lekko skroń
Potem tylko pęd wiatru jak
Smakuje ten tylko się dowie kto skoczy

Pozostaje jedno tylko pytanie
Czy będzie co włożyć do tego dołu?

Jak smakuje ziemia
Jak smakuje wiatr
Gdy po deszczu rozwiewa
Smutną mgłę znad ziemi?

Ziemia smakuje słodko ...

-------------------------------------------------

Siedem stóp

Otwieram oczy i nie widzę nic.
Otwieram usta i dławi je krzyk.
Zatykam uszy by nie słyszeć
powolnego uderzenia, głuchego jak pień,
kilka desek między nimi sypie się piach,
ktoś słyszał mój krzyk, czy jestem teraz sam ...

Otwieram oczy i nie widzę nic.
Nie krzyczę, myślę jasno, powietrza coraz mniej ...
Po co tracić czas.
Ile to jeszcze może trwać?
Widzę jasną polanę po której chodzić chcę, ale może to tylko sen ...
Krzyk znów zamarł dusi krtań, spazmatyczny szloch, jeszcze jeden łyk,
Powietrza chaust, drgawek dłoni puls czy jeszcze bije, co jest nie tak ...

Otwieram oczy i widzę ostatni obłok zbawiennego tlenu.
Poznaję każdą cząsteczkę po imieniu.
Jak radośnie się śmieją, ich śmiech jest taki naturalny.
Połykam ostatnią z nich.
Oczy przysłania mrok, język się rozpycha, chce uciekać.
Palce wbiły się pomiędzy deski, nie mają sił.
W płuca ktoś popiół z wrzątkiem wlał.
To już chyba ostatni raz.
Ostatnia cząteczka pogryziona strawiona ... No to cześć.

-------------------------------------------------

Nie wiem co się dzieje
Kiedy patrzę w oczy
Ale gdy słucham
Jestem jedym wielkim uchem
Kiedy patrzę i słucham to ...
No właśnie o co tutaj chodzi

Otwieram serce nożem
I kładę je na talerzu
Ale nie po to aby ktoś je zabijał
Tylko aby poczuć je i zobaczyć
Jaka data jest dobra na krok
Odważny, tchórzliwy, jedyny i ostatni
Czasem pomocna dłoń poda nóż
czasem poda sznur a może kamień

Gdzieś w oddali słychać śpiew
anielski ton zagłusza grzmot
kropla po kropli żywe jak krew
patrzę w ich roześmiane oczy i wierzę, że żyję

Po co i dlaczego kto wie
A może tak miało być
Jedna ręka nie wie co zrobi druga
Obie przestaną się trzymać gdy przyjdzie
Przypłynie ten najwyższy już czas

Jaka data jest dobra na ten dzień
a może noc gdy tlen przestanie
palić a krew przestanie szumieć w uszach.
Jaka data jaki dzień, jaka noc jaki sen ...

-------------------------------------------------

Głęboki lesie gdzie możesz być
Jak oddychasz, jak czujesz tę samotność
która nieuchronnie zbliża się, gdy
umierają powoli twoje drzewa, twoje najdroższe dzieci?

A gdy potem idziesz spokojnie położyć się spać to o czym śnisz?
Czy zapadasz się jak opary czarnej mgły zjadającej łapczywie każdy promyk radosnego światła,
a może liczysz liście, każdą igłę na świerku, każdą szyszkę czy jagodę?
Czy pieścisz delikatnie rosą każdą zmęczoną trawę?
Jaki jesteś powiedz?
Jak myślisz czy można zatopić się w twoim cieniu i zniknąć?
Zaginąć na zawsze, umrzeć dla świata?

Na co jeszcze czekam? Czy nie nadszedł już czas?
... nadszedł czas ... nadszedł czas ... nadszedł czas ... czas

-------------------------------------------------

Koniec i kropka.
Już po pogrzebie, wychodzą wolno
Duże zebranie, Ten kiwnie głową
Tamten odkaszlnie. Kolejny pogrzeb
Który to numer, cyfry pobiegły
pospać na słońcu, choć jedna krzywa
Nic nie przegapi kłótliwa para
Więc krzyczcie głośno niech
wszyscy wiedzą jak ważna jest
Prosta dziewiątka, nie ważny dla nich
spokój snu bliskich, obcych
samotnych, choć może dajcie mu
jakąś rozrywkę ...
Już po pogrzebie, pusto i cicho
Słychać tylko skowyt umierającego
knota znicza, ale tutaj to
nic nienormalnego ... Cisza i spokój
Spokój i cisza po pogrzebie.

Niedziela 22 czerwca 1997 - To było tydzień i dziewięć lat temu Apaczu.

--------------------------------------------------

Następny zbiór wierszy

Strona Główna

turpi_oz@yahoo.com

Counter