Strona domowa Piotra Wojcika
 


menu1 menu2 menu3 menu4 menu5 menu6 menu7 menu8 menu9 menu10

 

    Antoni Słonimski i Julian Tuwim

    Jak odpowiadać dzieciom na drażliwe pytania

    Niebawem nakładem "Roju" ukaże się książka Ireny Krzywickiej pt. Jak odpowiadać dzieciom na drażliwe pytania. Z książki tej podajemy najciekawszy ustęp:
        Jest rzeczą wiadomą, że dzieci są wścibskie i ciekawskie. Czy należy odpowiadać na wszystkie pytania? Czy należy z fałszywą pruderią udawać, że się pytania nie dosłyszało? Nie, obowiązkiem człowieka współczesnego jest patrzeć śmiało w oczy własnych i cudzych dzieci. Jeśli chodzi o pytania drażliwe - bo na pytania zwykłe oczywiście nie ma co odpowiadać byle szczeniakowi - najlepiej jest mieć z góry przygotowane odpowiedzi. Podaję więc najważniejsze i najczęściej przez dzieci zadawane pytania.
        - "Mamusiu, z czego się robią dzieci?"
        Na to pytanie proponuję dwa rodzaje odpowiedzi. Jeśli dziecko jest jeszcze za małe, by mogło zrozumieć prawdę, należy odpowiedzieć: "Dzieci powstają z nadmagnezjanu chlorku potasu". Jest to odpowiedź bardzo zręczna, gdyż dziecko przeważnie nie może spamiętać tej długiej nazwy i gdy powtórzy ją w szkole lub kawiarni starszemu koledze, nigdy się nie wyda, żeśmy dali fałszywą informację, i w ten sposób autorytet rodziców zostaje zachowany. Gdy dziecko zapamięta i po paru latach, wiedząc już o co chodzi, przypomni z wyrzutem, że się je oszukało, można pętakowi wmówić, że przekręciło słowo "potas". Inna odpowiedź powinna być stosowana wobec dzieci już większych. Jeśli chodzi o chłopców i dziewczęta w wieku dojrzewania, należy odpowiedzieć: "Dzieci powstają z zaniedbania i lekkomyślnego zapuszczenia ciąży".
        - "Tatusiu, dlaczego tatuś jest taki czerwony, gdy ściska służącą?"
        Jest to bardzo typowe pytanie, na które należy odpowiedzieć, przerzucając zręcznie sprawę na tło społeczne. Mówimy więc poważnie: "Tak, moje dziecko. Służąca należy do proletariatu, a ludzie, którzy zbliżają się do proletariatu są >>czerwoni<<. Możesz o tym, dziecko, przeczytać w Płomyku i w Ilustrowanym Kurierku. Gdy dziecko zacznie się mądrzyć, że to nie to samo, możemy dodać: "Paszoł won, szczeniaku".
        - "Mamusiu, czego chciała ode mnie ta pani, co stoi zawsze u nas ma rogu ulicy?"
        Na to odpowiadamy: "A won, ty bydlaku! Stare chłopisko, kobity go na ulicy zaczepiają, a on się pyta mamusi".
        W razie pytań bardziej skomplikowanych, na które nie mamy gotowej odpowiedzi, należy uciekać się do dywersji taktycznej. Np. dziecko pyta, czy chlorek potasu jest związkiem węgla. Odpowiadamy: "Nie garb się". Albo: "Nie nudź, widzisz, że mamusię głowa boli". Albo też najprostsze: "Paszoł won, pętaku". Zwykle dziecko odpowiada na to: "Ty sama paszoł", a to już jest oczywiście wystarczającym pretekstem do sprania szczeniaka. Potem następują płacze, przeprosiny, i sprawa potasu rozpływa się we łzach pojednania.
        Bardzo częsty u dzieci jest objaw pytań seryjnych. Na przykład dziecko pyta się, co to jest na szybie. Odpowiadamy: "Mróz". "A dlaczego mróz". Odpowiadamy: "Bo zima". "A dlaczego zima. A co idzie po zimie?" Przy zimie stosujemy pierwszy cios w szczękę. Zdarzają się oczywiście cierpliwsi rodzice, którzy biją w mordę dopiero przy jesieni lub nawet po jedenastym, a nawet dwunastym pytaniu. Pewna matka z Ohio uderzyła dziecko dopiero przy trzydziestym piątym pytaniu, które brzmiało: "Dlaczego mamusia gryzie syfon?". Był to, o ile wiadomo, rekord świata. Normalni rodzice walą w pysk przy trzecim lub czwartym pytaniu. Oczywistym błędem jest bicie już przy drugim pytaniu. Znałam ojca, którego synek spytał: "Jak się nazywa ta ulica?". Ojciec odpowiedział: "Chmielna". Dziecko spytało: "A jak ma na imię?". Ojciec zaczerwienił się, no i naturalnie bęc szczeniaka w mordę. Otóż bicie przy drugim lub trzecim pytaniu uważamy za szkodliwe. Po pierwsze, oducza dziecko wogóle od zadawania pytań, po drugie, odbiera uderzeniom właściwe napięcie.
        Słynny uczony norweski Hugo von Gulgenstjerna radzi stosować w pedagogice system riposty. To znaczy odpowiadania na pytanie pytaniem. Gdy dziecko pyta: "Mamusiu, dlaczego pan Giellepur zdejmuje spodnie w salonie?", należy szybko odpowiedzieć: "A ile jest trzydzieści pięć razy osiem?", albo: "W którym roku była bitwa pod Zamą?". Gdy dziecko odpowie: "Nie wiem", mówi się: "No to won, ty szczeniaku, do książki, ty cholero, uczyć się, a nie gadać o cudzych parszywych portkach". Metoda ta daje bardzo dobre rezultaty i jest stanowczo lepsza od systemu doktora Margulsteina, który zaleca dawanie dziecku zamiast odpowiedzi datków pieniężnych. Gdy dziecko pyta się: "Czy bocian przynosi dzieci zaraz, czy dziewięć miesięcy potem?", odpowiadamy: "Masz tu, kochasiu, dwadzieścia groszy i jesteśmy kwita". Przy bardziej kłopotliwych pytaniach suma może dojść do setek, a nawet tysięcy. Dr Margulstein opowiada o pewnym dziecku w Zurychu, które pytało ojca o pewną urzędniczkę z jego biura i dostawało jednorazowo po dziesięć tysięcy franków, i to szwajcarskich.
        Dzieci, jak już powiedzieliśmy, są wścibskie i interesują się tematami seksuologicznymi. A przecież często mówi się, że nasi milusińscy lubią tylko zabaweczki i laleczki. Ten symplicystyczny pogląd na dzieci naszego pokolenia stanowczo należy odbrązowić. Oczywiście, wszystkie wyżej podane sposoby są to tylko surogaty. Pozostaje droga otwartej prawdy i uświadomienia naukowego. Zawsze najprostsze i najzdrowsze będzie zapoznanie dziecka z nagim faktem. W tym celu polecamy gorąco znakomitą książkę doktora Gruetzhaendlera pt. Noga i jej okolice ze składaną mapką i portretem autora.