Czym jest choroba?

DZIWNY CZŁOWIEK

Stan pacjenta, którego przywieziono do szpitala był przedagonalny. Natychmiastowe prześwietlenie wykazało, że w wątrobie chorego umiejscowił się nowotwór złośliwy, z wyraźnymi przerzutami. Lekarze orzekli bez najmniejszych wątpliwości, że chory ma przed sobą dwa lub trzy miesiące życia. Żona chorego dowiedziawszy się o wyroku lekarzy wpadła w silny stan depresyjny. Nie śpiąc przez dwie noce, wciąż myślała o tym, czy istnieje możliwość uratowania męża przed rychłą śmiercią. Przypomniała sobie, że w mieście żyje dziwny człowiek, o którym większość wyraża się pogardliwie, i że jest nawiedzonym szarlatanem. Ale byli i tacy, którzy mówili o nim, że jest człowiekiem o nadprzyrodzonych właściwościach. Bezzwłocznie udała się do owego mężczyzny. Dziwny człowiek wyglądał jak wielu innych i niczym specjalnym się nie wyróżniał. Po wysłuchaniu jej, odpowiedział, że może pomóc choremu, ale w tym celu potrzebnych jest dziesięć osób, które codziennie przez godzinę będą z największą źyczliwością myśleć o chorym, a zwłaszcza o jego wątrobie.

-I to ma pomóc mojemu umierającemu mężowi żachnęła się.

-Proszę pani. Myślą można zabić. Można również uzdrowić odpowiedział spokojnie dziwny człowiek.

- Przecież to niemożliwel Mózg człowieka posiada wielkie właściwości, które wykorzystywane są w minimalnym stopniu. Ale najtrudniej będzie znaleźć pozostałe osoby. Gdy tylko pani znajdzie, jestem przekonany, że wkrótce pani mąż będzie uzdrowiony. Żona chorego w pierwszej chwili chciała zrezygnować z tej, jakże według niej, niedorzecznej propozycji. Ale zaraz pomyślała, że przecież nie wolno jej zaniedbać niczego, co mogłoby poprawić stan męża. Nie przypuszczała, że tak trudno będzie jej znaleźć pozostałe osiem osób. Musiała długo przekonywać, a w niektórych nawet błagać, aby zechciały uwierzyć w rezultat niecodziennego przedsięwzięcia. Dziesięć osób, w tym żona ciężko chorego oraz dziwny człowiek, codziennie przez tydzień spotykało się w mieszkaniu pomysłodawcy i przez godzinę intensywnie, z największą życzliwością skupiało swoje myśli na jego wątrobie. Już po dwóch dniach beznadziejny stan pacjenta poprawił się, a po tygodniu chory opuścił szpital o własnych siłach. Po ponownym prześwietleniu chorego organu lekarze doznali szoku. Na kliszy nie było śladu złośliwego nowotworu.

JAN STĘPIEŃ