Moje dzieciństwo i czasy wojny

Jasnowidzenie I:

Wilcza syberiada

Zaczęło się w kolonii Święć, przed wojna. Jan Putkowski, półsierota, pasał krowy. Ojcu Ukrainiec w szynku nóż wsadził w plecy. Nim ojciec doszedł na posterunek, cała cholewa buta krwią napłynęła. Zmarł. Ze szkoły wyrzucili Janka w piatej klasie. - Może i dobrze - twierdzi Putkowski. - Zostały mi wolne komórki, nie zepsute wiedzą, gotowe do innego działania. Już jako chłopak obdarzony zostałem charyzmatem jasnowidzenia. Przeczułem, że nas wywiozą. Jednego dnia raniutko wstałem, żeby zające chwytać, zajac skacze na sidle za rowem, a tu lejtnant z Ukraińcem i enkawudzista idą. - Kiertaj damoj - krzyczą. Pół godziny było na spakowanie. Co lepsze na sanie i w drogę. Siekiera przydała się, żeby dziurkę w deskach wagonu zrobić i świata trochę po drodze ujrzeć. Jechali my saniami do Lubyczy Królewskiej. Do Lwowa w wagonach ile tylko mogło stać, bagaże, pierzyny. We Lwowie podstawiono pulmany na szeroki tor i przeładowano nas na pulmany. Stamtad już zbitym wagonem na Syberię, prawie że pod góry mongolskie, co jak biała koronka pod niebieskim niebem wisiały. Do Irkuckiej obłastii. Jechaliśmy bez wysiadania na ten koniec świata przez dwa tygodnie. Piecyk z rurą w wagonie i dziura w podłodze do załatwiania potrzeb. I nagle nad torami gałęzie wielgachnych sosen zasnuły niebo. Znaczy dojechali my. Baraki, wilki wyją, sosny trzeszczą i rozsiewają nasiona. Dzieci za chlebem płaczą. Toczyłem siekiery, inni cięli te sosny, które potem szły aż do Kijowa. Pod barakiem ciotka na serce zmarła. Głód. Ludzie jak muchy padali. Teraz na ich grobach sosny pewnie tak grube, że nie obejmie. Potem dali nam półwolność: mogliśmy sobie wybrać dowolny kołchoz i moja siostra wybrała sobie kołchoz Krasnyj Aktiabr i stamtąd powołany zostałem. Siostra poszła na traktorzystkę, potem jeździła na stalińcu, a ja byłem za pomocnika. Dziesięć deko chleba rano a na obiad chochla zabełtuchy z olejem konopnym, a wieczorem - wygwizdane. Jak sobie ktoś zboża w kieszeni nie przyniósł i w ognisku nie uprażył .. Kołchoz młócił na polanie, daleko, kilka kilometrów tajgi trzeba było przejść, żeby wydłubać to co po młocce zostało. Pojechali my traktorem z siostrą, a tam wilków zgraja się rzuca. Ale nie dopadły nas. Za wysoko. Wcześniej zjadły czternaścioro dzieci, które saniami jechały z kołchozu do szkoły. Została uprząż, tornistry i plamy krwi na śniegu. Mróz był minus pięćdziesiat trzy stopnie. Ślina w locie zamarzała i lodem upadała. Pewnego dnia powiedziałem matce: do polskiego wojska pójdę, wspomnisz moje słowo. Rozpłakała się. I dostałem powiestkę. Miałem 17 lat. Nawet skibki chleba nie wziąłem na drogę, bo w chałupie głód był. Dopiero jak ruszyłem na zbiórkę, to kołchoźnice pół chałupy chleba matce naniosły. I ona bidula, z płachtą jedzenia za mną wyruszyła. Przeszedłem Lenino z 9 kompanią 2 pułku piechoty I Dywizji im. T. Kościuszki. Mój pamiętnik opisany w ksiażce "Z torby listonosza na drogach frontowych". Przeżyłem Sybir i wojsko polskie, a jak spotkałem moją Zosię, to też wiedziałem, że coś ważnego się zdarzy, jakiś cud, jaśniej świat zobaczę. Mamy siedmioro dzieci, dwadzieścioro troje wnuków. Zostałem radiestetą, bioenergoterapeutą i jasnowidzem. Mówią o mnie : Mały Janek.

Jasnowidzenie II:

Aldo Moro, Popiełuszko, Gorbaczow... Wiedziałem, gdzie jest Aldo Moro i gdzie zginął Popiełuszko. W 1978 r. przepowiedziałem rozpad Związku Radzieckiego. Dziewięć lat później - na sympozjum radiestetów powiedziałem jak to się stanie. Oglądałem Gorbaczowa w telewizji, na zjeździe przemawiał. Podchodzę do telewizora z róźdżką, żeby mieć kontakt i modlę się: daj ci Boże, żeby choć pięćdziesiat procent się sprawdziło tego, co mówisz, to będzie dobrze. I sprawdziło się. To jest teleradiestezja. Z Polski wybuchła ta iskra i podpaliła świat.

W Gdańsku w 1980 roku mówiłem na tajnych zebraniach: komunistów nie wieszać, krwi bratniej nie przelewać. Musi być rewolucja bez rewolucji. Wtenczas przegracie gdy zapomnicie o Bogu. Niestraszne są nam straszaki, ani trzecia wojna światowa. Najstraszniejsze jest to, że zatracamy człowieczeństwo. Na klatce schodowej ludzie się nie znaja... To jest straszne. Za dużo jest partii i za dużo słów w Sejmie i w Senacie. Sejm bez przerwy debatuje, Polakowi nerwy psuje. I zmieniają się przywódcy, Polak smutek topi w wódce. Pytam tych, którzy bełkoczą w Sejmie: panowie, czy prosty człowiek nie widzi waszego kłamstwa, oszustwa? Co macie do powiedzenia? Nic. Zamiast cieszyć się wolnością i ogarnąć kraj miłością, o sobie tylko myślicie. Czy prosty człowiek ma gorszy rozum? Przyjechał ktoś ważny do Łaszczowa czy do Biłgoraja, to chłopi go wyśmiali: niech pan weźmie moje trzydzieści hektarów, żonę na dokładkę i niech pan w tych warunkach pracuje. Ni urlopu ni dnia wolnego, ni do sanatorium pojechać. Chłop nie użyje i nie wyśpi się, a ziemię, ciężko zapracowana jeszcze z dziada pradziada, za najniższą rentę oddaje. Ja nawet Wałęsie nie przepuszczę. Co zrobił - to się widzi. Nie wszystko dobrze. Ale go historia, Bóg i świat osadzą. Teraz dla Solidarności nie ilość powinna być ważna, tylko jakość.

Wszyscy bezpartyjni niech się skrzykną, żeby nie być poza nawiasem. Naród bezpartyjny nie jest głupszy od partyjnego. Żeby, daj Boże te 87 procent bezpartyjnych do wyborów przystąpiło, to by nowa Polska wstała. Ale Polska do Boga nawrócona. A wtedy na nią znów się zwrócą oczy świata. Pytam was, co wy widzicie w tym Zachodzie? W tych filmach zagranicznych? One tylko młodzież bałamucą, psują. Te zamachy, te bomby - to skąd? Przecież Ameryka to się śmieje teraz, że ma z Polaka najtańszego murzyna. Ale najpierw trzeba było z nas tego murzyna zrobić. Ameryka jest w potrzasku. Rozpada się jak kiedyś Zwiazek Radziecki. Nie może być dla nas wzorem. Nie wolno robić antysemityzmu, bo to jest zbrodnia. Broni też nie wolno sprzedawać. Dzisiaj, kiedy zgłosiło się tylu kandydatów na prezydenta, to musimy być czujni. Nie dać się oszustom. Jeżeli Strzembosz, czy kto inny wyjdzie na prezydenta to pod warunkiem, że będzie miał doradcę takiego jak ja. Nie mnie, ale takiego co będzie miał dary Ducha Świętego w sobie. Dobrze jest móc oprzeć się na innych. Nikt nie zniesie życia w samotności. Gdybyśmy poznali całego człowieka, poznalibyśmy wszechświat - mówi Jan Putkowski z Bełżca, jasnowidz, bioenergoterapeuta, radiesteta. - I dlatego trzeba próbować.

Jasnowidzenie III

Strych Gdy w Jabłecznej zginęły ikony, zgłosiła się do niego policja. - Czterech podporuczników - opowiada Putkowski. - Pytali, czy bym nie pomógł. Wziąłem mapę i zaczałem szukać. Wreszcie znalazłem. Pokazałem na mapie: o, ta szosa wpada tu, na szeroką, ulicę, chodzi o ten narożny dom, na jego strych pod plandeka leżą, ikony. A na parterze - sklep ze starymi rzeczami. Poszli tym śladem i zgodziło się. Putkowski twierdzi, że widzi obrazy z życia człowieka, potrafi określić nawet daty, które będą wiele znaczyć. Ostrzega.

Skad ma taką energię?

Mówi, że od boga. To jest dar.

powrót